sobota, 5 września 2015

Rozdział 24 "To było pożegnanie"

UWAGA! Ważna informacja pod notką! Dotyczy następnego rozdziału!
~~ * ~~
Cisza. Chłodny, jesienny wiatr wprawiał w ruch liście, które z trudem trzymały się na drzewach. To jedyny dźwięk, który rozlegał się na polanie. Kolor trawy już dawno wyblakł, dając dominację szarozielonym barwom. Niebo, jeszcze parę chwil temu było nieskazitelne, jasnoniebieskie, a teraz zasnuło się burzowymi chmurami. W oddali pobrzmiewały ciche grzmoty, a na horyzoncie pojawiła się przecinająca niebo błyskawica. Gałęzie drzew, dotychczas uśpione w bezruchu, poruszały się na wszystkie strony, głośno szeleszcząc. Trawa zaskrzypiała pod butami przybysza, jakby wydając z siebie przeciągły jęk. Została uciszona liżącymi ją płomieniami ognia. Kwiaty obumierały w kontakcie z materiałem staromodnej sukni, sunącej się po ziemi. Przyroda drżała, ostatkami sił próbując uwolnić się z sideł, jakie na nią narzucono. Bezskutecznie.
Kobieta szła przez obumarłą polanę dumnym krokiem. Każdy ruch był władczy i przepełniony pewnością siebie. Jej spojrzenie czarnych oczu było utkwione w widnokrąg, który zamazywał się w dymie, pochodzącym z palonej trawy. Wiatr bawił się jej ciemnobrązowymi włosami, które tańczyły z każdym jego powiewem. Długa suknia w kolorze wrzosu, z marszczeniami przy talii, podkreślała jej śniadą cerę. Jej kroki były bezszelestne.
Gdy znalazła się u skraju lasu, zostawiając za sobą płonącą polanę, ruszyła w głąb ciemnego gąszczu drzew. Szum świerków i sosen ucichł, gdy przechodziła obok nich. Liście momentalnie spadały z drzew, a gdy dotknęły ściółki stawały się podgniłe. Ptaki odleciały z głośnym krzykiem, głośno łopocząc skrzydłami. Jeden z nich, który nie zdążył w porę wzbić się w powietrze, upadł na ziemię przed stopami kobiety. Z małą dziurą w miejscu, gdzie wcześniej biło serce.
~~ * ~~
Obudziłam się ze zduszonym krzykiem i gwałtownie podniosłam się do pozycji półsiedzącej. Przeczesałam drżącymi rękoma włosy, ze świstem wypuszczając powietrze z ust. Damon przewrócił się w moją stronę, lekko uchylając zaspane powieki.
- Co się stało? – zapytał, nadal nie otwierając oczu.
- Nic, to tylko koszmar. Tylko koszmar – szeptałam jak mantrę, próbując uwierzyć we własne słowa. Jakoś nie szło mi to dobrze.
Poczułam delikatne głaskanie po plecach, co trochę mnie uspokoiło i moje mięśnie lekko się rozluźniły.
- Połóż się, cały czas budziłaś się w nocy – odparł zmęczonym głosem wampir.
Całą noc byłam na nogach. Nie mogłam zmrużyć oczu, ponieważ ukazywały mi się obrazy, które chciałabym zapomnieć. Były przerażające i nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogłyby być prawdziwie. Nie mówiłam Damonowi o czym śniłam, nie chciałam go martwić i zresztą nie byłabym w stanie oddać tego co czułam słowami. Westchnęłam ciężko i położyłam się na plecach, wpatrując się w sufit. Była piąta rano, patrzyłam przed chwilą, a raczej co parę sekund sprawdzałam godzinę. Nie wiem czemu to robiłam. Wtuliłam się w tors Damona, który przytulił mnie do siebie i nakazał mi spróbować zasnąć. Posłusznie przymknęłam spuchnięte oczy, pozornie się wyciszając i normując oddech.
Spałam, jeśli można tak nazwać stan udawania i zaciskania na siłę powiek, tylko dwie godziny. Była już siódma, więc dłużej się nie męcząc, wyplątałam się z uścisku chłopaka i wymknęłam się do salonu na dół. Włączyłam telewizor, ale obserwowałam tylko zmieniające się obrazy, ponieważ wyłączyłam dźwięk. Wpatrywałam się tępym wzrokiem w ekran, siedząc jak na szpilkach. Moje ciało reagowało na nocne mary, jak na coś prawdziwego, jakby miało się to zdarzyć. Absurdalne.
Podskoczyłam, gdy usłyszałam dźwięk bitego szkła, dobiegający z kuchni. Po drodze, chwyciłam leżący na blacie nóż i powoli skradałam się do pomieszczenia. Rozglądnęłam się dookoła, jakby oczekując, że ktoś wyskoczy zza rogu. Nikogo nie było, żadnego śladu jakiejkolwiek obecności. Nawet nikogo nie wyczułam, a przecież miałam taką możliwość. Na podłodze leżała szklanka, a raczej pozostałości po niej. Wszędzie walały się odłamki szkła i kałuża wody. Niepewnie zebrałam je na szufelkę, a mokre miejsce wytarłam ścierką. Gdy było posprzątane, dźwignęłam się z klęczek i krzyknęłam, gdy zobaczyłam w oknie naprzeciwko czyjeś odbicie. Odskoczyłam w tył, rzucając w tym samym momencie w kierunku szyby, dotychczas trzymany w ręce nóż. Narzędzie przebiło cienką strukturę i wyleciało na zewnątrz z głośnym hukiem. Postać zniknęła, a ja tylko narobiłam bałaganu. Złapałam się za głowę, tłumacząc się nieprzespaną nocą i majaczeniem. W trakcie zbierania szkieł, do kuchni wparował Damon.
- Co tu się stało? – wskazał na rozbitą szybę i mnie na klęczkach.
- Przewidziało mi się coś, nie spałam całą noc i jestem zmęczona – wytłumaczyłam się zmęczonym głosem i wstałam – Idę po nóż.
- Nóż?!
- Rzuciłam nim w szybę – odparłam beznamiętnie, wzruszając ramionami.
Czułam się wyssana z emocji, mimo że parę minut temu byłam przerażona i roztrzęsiona.  Weszłam do ogródka i znalazłam leżący tam wcześniej wspomniany przedmiot. Był zaplątany w krzaku róży, ale szybko go stamtąd wydobyłam. Chciałam go podnieść, ale nagle gdy moja ręka była w połowie drogi do wykonania tej czynności, nóż zaczął się unosić w kierunku mojej dłoni. Zamarłam, cofając rękę, a on upadł z powrotem na ziemię. Przekrzywiłam zaciekawiona głowę i spróbowałam jeszcze raz, tym razem skupiając się na tym, co chcę osiągnąć. Narzędzie unosiło się powoli, a gdy zamknęłam je w dłoni, na moją twarz wstąpił satysfakcjonujący uśmiech. Może to mały krok, ale znaczący, biorąc pod uwagę to, że prawie nie mam pojęcia o używaniu moich mocy. Wróciłam do domu, pełna w skowronkach, nie mogąc doczekać się zrelacjonowania sytuacji Damonowi. Zastałam go siedzącego w salonie, bez koszulki, w samych czarnych jeansach, tych które miał na sobie wczoraj.
- Może byś się ubrał? – zaproponowałam, chociaż w głębi duszy nie miałam nic przeciwko między takim małym torturom.
- Przeszkadza ci to? – zapytał zdziwiony, z miną niewiniątka.
- Rozpraszasz mnie. Znowu.
- W takim razie popracujmy nad opanowaniem i samokontrolą.
- Jesteś…
Urwałam, uciszona pocałunkiem. Uśmiechnęłam się lekko i parsknęłam śmiechem, odsuwając się od Damona.
- Jestem za tym, abyśmy rozmawiali, a nie załatwiali wszystkie sprawy całowaniem.
- Mi osobiście to nie przeszkadza, jesteś jedyną marudą w tym domu – uśmiechnął się krzywo.
- Jestem jedyna, bo jest nas tylko dwóch – upomniałam, siadając na nim okrakiem – A to nie oznacza, że masz dyskryminować kobiety.
- Jakżebym śmiał! – żachnął się z udawaną urazą – Powiesz mi w końcu o czym tak śnisz? – przekrzywił głowę na bok zaciekawiony.
- To nic ważnego – odparłam wymijająco, schodząc z kolan Damona i siadając obok niego.
- Jasne. Może to Stefan? W końcu łączy was taka silna więź – ostatnie słowa celowo podkreślił, a całość wypowiedział kpiącym tonem.
- Masz mnie. Och Stefanie, jak mam żyć bez Ciebie? Nieprzespane noce, dni zaprzątane myśleniem o Tobie! Oh Romeo ty mój! – jęczałam teatralnie, gestykulując niczym Julia ze sceny balkonowej.
Damon dał mi klapsa w udo i udawał obrażonego. Spojrzałam na niego wymownie, powstrzymując się od śmiechu. Lubiłam jak był zazdrosny, chociaż dobrze to maskował, jednak ja wiedziałam swoje.
- Mam dla Ciebie niespodziankę.
Rzuciłam mu zaskoczone spojrzenie, próbując go rozszyfrować.
- Jenna przyjeżdża z Jeremy’im za godzinę – odparł powoli, trzymając mnie w napięciu.
Wydałam z siebie okrzyk radości i rzuciłam się mu na szyję. Cmoknęłam go przelotnie w policzek i wbiegłam jak burza na górę. Przerzuciłam zawartość mojej szafy w poszukiwaniu czegoś stosownego. Cała drżałam z podekscytowania, ponieważ nie widziałam ciotki i brata już miesiąc, może dłużej? Nie wiem, nie liczyłam, straciłam rachubę. Potrzebowałam kogoś, kto pomógłby mi podjąć decyzję i ocenić, czy jestem gotowa na wizytę moich bliskich. To właśnie zrobił Damon. Wampir wszedł do mojego pokoju pół godziny przed ich przyjazdem i oznajmił, że będzie się kręcił tu w okolicy i daje mi prywatność podczas spotkania z rodziną. Byłam mu wdzięczna za taki gest. Wiedziałam, że w głębi duszy ma wątpliwości co do mojej samokontroli, ale podczas naszego pobytu w domku nieświadomie brałam udział w lekcjach, które prowadził wampir. Nie spodziewałam się, że to specjalnie po to, abym mogła zobaczyć moich bliskich.  
Przejęta, siedziałam na kanapie w salonie, a do spotkania zostało jeszcze piętnaście minut. Miałam mały problem z ubiorem, ale postanowiłam na wygodę i prostotę – czyli sukienkę z rozkloszowanym dołem w kolorze mięty. Na nogach miałam białe, koronkowe balerinki. Z włosami nie robiłam nic specjalnego, tylko poczesałam je i upięłam parę kosmyków po bokach.
Wybijałam nerwowy rytm palcami na stoliku do kawy, tupiąc przy tym nogą. Czemu się tak stresowałam?
- Opanuj się – mruczałam pod nosem, głośno wdychając i wydychając powietrze. Policzyłam do dziesięciu i ku mojej uldze ktoś zapukał niepewnie do drzwi.
- Jenna – szepnęłam, gdy otworzyłam drzwi.
Stali tam i patrzyli przerażeni dookoła – moja rodzina. Rzuciłam się ciotce na szyję, a potem uściskałam brata.
- Wchodźcie – zachęciłam ruchem ręki i przepuściłam ich przodem.
Widziałam jak niepewnie stąpają po drewnianych panelach i lustrując wszystko wokoło. Parzyłam herbatę, gdy oni siedzieli w salonie i rozmawiali między sobą przyciszonym głosem. Przygryzłam wargę ze zdenerwowania, które wynikało z długiej rozłąki. W powietrzu wisiała krępująca atmosfera, ale miałam nadzieję, że szybko ją przezwyciężymy.
Przyniosłam i postawiłam na stoliku kubki z parującym płynem. Jenna wzięła swój kubek i oplotła go palcami.
- Co słychać w Mystic Falls? – zagaiłam.
- To co zwykle, morderstwa co prawda ustały, ale policja jest czujna. Mama twojej Caroline, Liz cały czas spędza na posterunku, a jej córka chodzi po nocach z jakimś chłopakiem. Ostatnio kłócili się pod naszym oknem – mruknęła Jenna, upijając łyk herbaty.
Caroline z kimś się kłóciła? Musze ją o to wypytać przy najbliższej okazji. W sumie dawno nie słyszałam od niej wieści o Tylerze, chłopaku z którym chodzi, chodziła? Nie mam pojęcia.
- A… jak sobie radzicie?
Jenna popatrzyła na mnie bacznie, ale z troską. Jeremy bawił się swoimi palcami i milczał uparcie.
- Tęskniłam za Tobą. My tęskniliśmy – wskazała na chłopaka – Szalałam z niepokoju, gdy zniknęłaś. Potem twoja przyjaciółka zadzwoniła i powiedziała, że gdzieś wyjechałaś, ale ja nie wierzyłam. Ale widocznie to prawda, skoro tu jesteśmy.
- Uwierz Jenna, miałam powód do wyjazdu – odparłam spokojnie.
- Jaki?
Wiedziałam, że o to zapyta, ale nie mogłam powiedzieć jej prawdy.
- Ostatnio wiele się w moim życiu wydarzyło, musiałam odciąć się na chwilę od miasta – wyjaśniłam, patrząc się na boki, unikając spojrzenia ciotki.
- Twoje życie, jest także cząstką naszego życia. Eleno, jesteśmy twoją rodziną – powiedziała drżącym głosem, odstawiając nadal trzymany kubek – Nam też było ciężko.
- Wiem ciociu, przepraszam – wyszeptałam i uściskałam ją.
Ucisk został odwzajemniony i wkrótce obie zanosiłyśmy się łzami, obiecując sobie różne rzeczy i przepraszając się nawzajem. Do przytulania niechętnie przyłączył się Jeremy, który wkrótce wymigał się, idąc do łazienki. Zostałyśmy same z Jenną w salonie i rozmawiałyśmy o wszystkim, jak nigdy dotąd. Jakbyśmy były siostrami. Po długim czasie bez skrępowania śmiałyśmy i żartowałyśmy. Przeprosiłam na chwilę mojego gościa i poszłam na górę, zobaczyć co u brata. Zastałam go siedzącego na krześle w sypialni i patrzącego się w okno.
- Jer? Wszystko ok? – zapytałam niepewnie.
Odwrócił się gwałtownie i wstał z fotela. Zawahał się, ale rzucił mi płochliwe spojrzenie, kiwając lekko głową.
- Jak tam… sprawy z Victorią? – zagadnęłam, siadając na łóżku. Poklepałam miejsce obok siebie i skinęłam głową zachęcająco. Usiadł, wyraźnie się wahając, po czym lekko rozluźnił dłonie ściśnięte w pięść. 
- Rozstaliśmy się – burknął pod nosem, wlepiając pusty wzrok w swoje buty.
- Przykro mi – szepnęłam, głaszcząc go po plecach.
Co prawda, nigdy nie byłam za związkiem jego i tej dziewczyny. Wydawała mi się podejrzana, a może tylko sobie to uroiłam? Porzuciłam swoje przemyślenia na ten temat i pocieszałam brata, jak tylko mogłam. Był moją rodziną i cierpiał. Nie mogłam stać i bezczynnie patrzeć, jak traci osobę, którą widocznie obdarzył jakimś uczuciem. Po paru sekundach do pokoju weszła Jenna, zaniepokojona moją długą nieobecnością i zastała nas przytulających się do siebie.
- Co się stało? – spytała zdziwiona tym niecodziennym widokiem.
- Nic, sprawy na linii siostra-brat – uśmiechnęłam się lekko i wypuściłam z objęć Jeremiego.
Czyżbym się przewidziała czy zobaczyłam na jego ustach lekki uśmiech wdzięczności?
- Będziemy się już zbierać – oznajmiła Jenna, przepuszczając mojego brata w drzwiach – Dziękuję za spotkanie, bardzo nam pomogło. Mam nadzieję, że niedługo się znowu zobaczymy.
- Oczywiście ciociu – szepnęłam, powstrzymując łzy – Oczywiście.
Rzuciłam się Jennie na szyję i mocno uścisnęłam. Przymknęłam powieki, a po moich policzkach popłynęły słone łzy. To było pożegnanie. Ja to wiedziałam.
Pomachałam odjeżdżającym, hamując kolejny potok łez. Gdy samochód zniknął za drzewami, przy mnie momentalnie znalazł się Damon.
- Jak minęła wizyta? – zapytał, rzucając mi ukradkowe spojrzenie.
Nie odpowiedziałam, tylko weszłam do środka, rzucając się na kanapę. Zacisnęłam dłonie, przykładając je do policzków. Poczułam dotyk na moim ramieniu i chwilę później przytulałam się do Damona, który lekko mnie kołysał. Przylgnęłam do niego całym ciałem, ukrywając głowę w zagłębieniu na jego szyi.
- To było pożegnanie – szlochałam – Już nigdy ich nie zobaczę.
Usnęłam w ramionach chłopaka, znużona intensywnymi spazmami.


~~*~~
Witam wszystkich przybyłych! Uroczyście oświadczam, że w następnym rozdziale ukaże się wyczekiwana postać - Tatia. Mam wszystko napisane, rozdział, że tak powiem finałowy będzie miał taką samą długość co ten, czyli cztery strony w Wordzie. Myślę, że to długość "w miarę". Mam nadzieję, że uda mi się was zbić z tropu i zaskoczyć! A mam coś takiego w planach :) Szkoła się zaczęła, więc rozdziały będą ukazywać się co tydzień/max. dwa. W tym roku zamierzam się wykazać! 
Przewiduję, że do końca opowiadania na blogu jeszcze jakieś 10-15 rozdziałów. Trochę jeszcze się razem pomęczymy, hah ;) Ale mam pomysły na kolejne dwa blogi, więc szybko was nie opuszczę! 
Jeszcze coś. Zauważyłam, że wiele z was uważa Tatię, za postać z serialu. Otóż nie! Tatia jest wykreowaną przeze mnie postacią, której tylko imię zaczerpnęłam z TVD! TATIA NIE MA NIC WSPÓLNEGO Z SERIALEM! Jej dokładny opis ujrzycie w następnym rozdziale, więc nie mylcie jej z sobowtórem Amary! 

10 komentarzy:

  1. Jesteś świetna! Uwielbiam Twojego bloga. Nie mogę się doczekać kiedy dodasz następne rozdziały, tylko proszę, więcej Elena i Damon.
    Pozdrawiam i życzę weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moim zdaniem powinno byc mniej Eleny i damona. Oczywiście uwielbiam damona lecz to robi się juz przesłodzone!! Troche akcji by się przydało.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na Tatię! *-*
    Super rozdział, pozdrawiam!
    Pani Salvatore 💕

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dobrze że to wytłumaczyłaś, bo ja od początku byłam przekonana że chodzi o tego sobowtóra :)
    Co do rozdziału to naprawdę świetny! :D Choć za dużo się nie podziało to i tak się cieszę że coraz bardziej brniesz w Delene <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem za bardzo co napisać, bo jak zwykle rozdział jest świetny i jest Delena, którą wspieram i kocham całym serduszkiem. Podobał mi się opis tego snu-nie-snu z początku, bardzo dopracowany i tajemniczy. Ogólnie - patrząc też przez pryzmat innych rozdziałów - chciałabym CI powiedzieć, że strasznie się cieszę, że nie zawiodłaś na płaszczyźnie emocjonalnej relacji Damona i Eleny. Jest dużo opowiadań, w których oni nagle się schodzą, są ze sobą i tak dalej, ale ich związek jest pusty - nie ma żadnej więzi emocjonalnej właśnie, tylko zwrot bardziej na ich związek fizyczny. U Ciebie jest wszystko i jestem z tego powodu naprawdę przeszczęśliwa i CI gratuluję <3 Jakkolwiek by to nie było chaotyczne, co właśnie napisałam :D
    No nic, dziękuję za rozdział, bo tak fajnie było go przeczytać, siadając dopiero co do komputera po całym zabieganym dniu. Czekam oczywiście na następny i ściskam mocno! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Super!!! Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. A Damon tak się zmył? mógł się wtrącić w urocza pogawedke. w końcu on prawie jak rodzina :))
    kto t był tam za tym oknem? bo jakoś nie sądzę żeby faktycznie jej się przewidziało... czyżby Tatia? ale to by znaczyło że ich kryjówka została odkryta i nie jest już tam bezpiecznie...
    Jer rozstał się z victoria! no cudowna wiadomość. może w końcu wyjdzie na prostą...

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziwią mnie bardzo reakcje bohaterów w tym rozdziale.
    Po pierwsze Elena jeszcze w poprzednim bała się, że cioteczkę i braciszka wyssie, a tutaj jak się dowiaduje nagle o ich przybyciu, to zero stresu i po prostu idzie się stroić i pindrzyć. Pustak maksymalni z niej wylazł.
    Po drugie, Damon jako organizator spotkania i dla bezpieczeństwa, by w razie potrzeby Elenę powstrzymać gdyby zechciała chapsnąć, powinien pozostać w domku. Wyszedł z niego niedojrzały, nierozsądny i nieodpowiedzialny dupek.
    Po trzecie, ciotka tak długo nie widzi Eleny i nie zadaje pytań, nie robi awantur, nie żąda wyjaśnień.
    Po czwarte, Jerry reż jakiś niemrawy, ale jego tłumaczą narkotyki, bo być może znowu był na haju i tak to się objawia.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zaskoczyło mnie, że Elena tak się ucieszyła z tego przyjazdu ciotki. ostatnio tak się jej bała, a tutaj była mega zadowolona z tego powodu. To mnie dziwi i nie wiem jak to rozumieć. Może po prostu chęć zobaczenia rodziny wygrała ze strachem? Innej opcji nie widzę na razie;D Rozśmieszyła mnie ta scena z nożem. Musiała się bardzo wystraszyć skoro wpadł jej do głowy pomysł, żeby rzucać nożem w okno. Wydaje mi się, że jest na skraju załamania skoro wszystko tak bardzo bierze do siebie. Przeżywa sny, rzuca nożami... A Damon nic nie widzi. Ciekawi mnie czy to naprawdę będzie pożegnanie Eleny z rodziną i co dalej dla nas szykujesz;) pozdrawiam! ;**

    OdpowiedzUsuń